moja fretunia skonala 6.10.2011 kolo godziny 15.45.. heh.. ciezki czas dla kazdego kto mial kiedys fretke i uwielbial te male wszedobylskie stworzonka.. zaczelo sie od pogryzienia przez ogromne psa sasiadow 3 dni wczesniej.. weszli na nasza posesje z psami od tylu ta ze nie dalo sie ich zobaczyc i wczesnie zareagowac nie wiem po co przylezli..a maly wlasnie odpoczywal w krzakach po bieganiu.. heh.. z tego moze by wyszedl ale wlasnie 6 bylem z nim u weterynarza ktory.. podal mu za duzo plynow.. tylko nie wiem czy za duzo w ogole czy za duzo biorac pod uwage jego stan czy po prosty maly jednak mial wieksze obrazenia wewnetrzne niz sie lekarz tego spodziewal.. bylem u niego o godzinie 13 maly byl lekko hipotermiczny i odwodniony ale zaczynal miec sie coraz lepiej.. lekarz podal mu plyny podskornie i po jakichs 2h gienio robil sie coraz bardziej niespokojny.. az wpadl w obrzek pluc i zdechl.. tak bardzo mi go szkoda i tak bardzo mi brakuje jego calego ze wszystkimi jego atutami jak i tym ze nie mogl sie przekonac do kuwety.. nie mialem jeszcze tak wspanialego zwierzaka jak ten maly ogonek.. ludzie uwazajcie na swoje zwierzaki by im sie nic nie stalo i zeby one nie zrobily nic innym.. i patrzcie zawsze na rece weterynarza niech 3 razy pomysli zanim cos zrobi